Lubię placki!

A kto nie lubi? No może jakaś maruda by się znalazła. Naszło mnie kiedyś wieczorem na coś słodkiego. Do sklepu oczywiście nie chciało się iść, a nawet jakby się chciało to nie było już gdzie o tej godzinie. No może by i było, ale nim bym doszedł to odechciałoby mi się. Trzeba było zaimprowizować. Piec mi się nie chciało, bo to zajęłoby zbyt dużo czasu, więc miały być naleśniki. Ale jak się zabrałem do roboty to jednak stwierdziłem, że zrobię je w plackowatej wersji mini.

Sam przepis w sobie nie jest niczym szczególnym, ot co, mąka, mleko sojowe, cukier, bardzo, ale to bardzo dużo kakao, ciut proszku do pieczenia, garść (mam wyjątkowo pojemne garści) wiórków kokosowych no i trochę żurawiny/rodzynek. Wszystko wymieszane i usmażone. Powstały 3 wieże, ledwo co sprostałem jednej, a jeść lubię (w sumie kto nie lubi). Miały być jeszcze banany i roztopiona czekolada, ale już mi się nie chciało. Placki wyszły takie jak chciałem, czyli o konsystencji jak takie ciągutki do żucia. Tak oto się prezentowały (nie wiem czemu, jak patrzę na te zdjęcia to mi przychodzi na myśl słowo patologiczne):